poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział II - Pozwól, że sam ocenię, kto jest gorszy, a kto lepszy.

UWAGA!
Czytasz na własne życzenie. Rozdział jest beznadziejny.
To chyba moja najgorsza praca pisemna w życiu.
(napisałam to tak w ramach zachęty)


Mała, zdezorientowana dziewczynka rozpaczliwie biegała po dworcu głównym King's Cross. Jej długie, czarne włosy wirowały w powietrzu przy każdym, nawet najmniejszym kroku. Na bladej twarzy jedenastolatki pojawiły się słone łzy. Oparła się o barierkę i pochyliła nad wózkiem z walizkami i sowią klatką na szczycie. Jak mogła się zgubić? Dlaczego nie zauważyła, że jej rodzina podąża w zupełnie innym kierunku? Oczami wyobraźni widziała chudą, zziębniętą dziewczynkę, skuloną pod ścianą na peronie. Wyraźnie ujrzała, jak żebraczka wyciąga mizerną, brudną dłoń ku przechodniom, w nadziei na kromkę chleba, czy łyk czystej wody. Z trudem odpędziła ponure myśli, wytarła oczy rękawem bluzki i wyciągnęła z kieszeni przysmak dla sowy. Srebrzystobiały ptak huknął głośno i zaczął wiercić się niespokojnie, widząc smakołyk. April uśmiechnęła się lekko i wsunęła rękę z jedzeniem do klatki zwierzęcia. Tylko Herbert, ze swoją zabawnie przekrzywioną główką, potrafił ją skutecznie pocieszyć. Za każdym razem przypominał jej, że jest kimś więcej niż tylko zwykłą jedenastolatką. Wystarczyło jedno stuknięcie dziobem w dłoń dziewczynki, by odzyskała ona panowanie nad sobą. Co z tego, że nie zdążyła pożegnać się z rodziną? Czy kiedykolwiek spróbowali jej w czymś pomóc? Czy kiedyś zainteresowali się jej życiem? Czy choć raz powiedzieli zwyczajne "kocham cię, córeczko"? Nie. A teraz najzwyczajniej w świecie ją zostawili.
Aprilynne mocno pchnęła wózek i zdecydowanym krokiem ruszyła przed siebie. Znalazła się pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Rozejrzała się uważnie, szukając choćby najmniejszych wskazówek, jak można dostać się na peron 9 i 3/4.
- Przepraszam, mam pytanie - powiedziała podchodząc do zwrotniczego. - Gdzie znajduje się peron 9 i 3/4?
W jednej chwili twarz mężczyzny zalała fala czerwoności
- Takie to śmieszne, tak?! - wrzasnął. - Ja wam dam takie żarty! WY JESTEŚCIE W ZMOWIE!
April pobladła jeszcze bardziej, niż wcześniej. Odwróciła się na pięcie i uciekła od roztrzęsionego pracownika, który wykrzykiwał obraźliwe hasła w jej kierunku.
Nagle zauważyła sporą grupkę dzieciaków z wózkami, walizkami i sowami. Zgromadzili się przy barierce i żywo dyskutowali. Wtem jeden z nich - wysoki, rudowłosy chłopak - rozpędził się, wbiegł na barierkę i zniknął. Tuż za nim podążyła cała reszta. Jedenastolatka ostrożnie podeszła w tamto miejsce, zamknęła oczy i ruszyła biegiem w stronę barierki. W oddali usłyszała głos mamy, mówiącej "Tu jest!" i brata, mruczącego coś w stylu "Już się cieszyłem, że ją zgubiliśmy". Odkąd ukończyła jedenaście lat, Chris stał się zrzędliwy i nieprzyjemny. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że może to mieć związek z Hogwartem. Dziewczynka poczuła lekkie ukłucie w sercu na myśl o pustej zazdrości chłopaka. Zamiast zatrzymać się i porozmawiać z rodziną, jeszcze bardziej przyspieszyła i z impetem przebiegła przez barierkę.
April ze zdziwieniem stwierdziła, że nie rozbiła się o ścianę, lecz trafiła na drugą stronę. Na tabliczce widniał napis "Peron 9 i 3/4". Czyli jednak się udało! Koło ogromnego pociągu stała grupka rudzielców z czarnowłosym chłopcem w okularach. Obok dzieci stali rudowłosi rodzice - najwyraźniej okularnik nie był członkiem tej rodziny. Dziewczynka mimowolnie pomyślała o własnych rodzicach, którzy pewnie byli już w drodze do domu. Wtem z głośników rozległ się donośny głos mężczyzny.
- Ekspres do Hogwartu odjeżdża za 5 minut! Prosimy wsiadać do pociągu!
Aprilynne chwyciła wózek i pociągnęła go za sobą w stronę ekspresu. W ostatniej chwili zdążyła wskoczyć do środka. Ciężko dysząc rzuciła się do pierwszego lepszego przedziału i rozsunęła drzwi. Na fotelach przy oknie siedział jeden z rudzielców i czarnowłosy chłopak. Jedenastolatka zaczerwieniła się i przestąpiła z nogi na nogę.
- Mogę się dosiąść? - zapytała nieśmiało.
Okularnik skinął głową, a jego kolega zmierzył ją nieufnie wzrokiem.
April z trudem wcisnęła skromną, ale wypchaną walizkę na półkę i zajęła miejsce tuż przy drzwiach. W przedziale zapanowała niezręczna cisza, którą wypadało przerwać.
- Jestem Aprilynne Williams - powiedziała czarnowłosa. - A wy?
- Ronald Weasley - mruknął rudowłosy, spoglądając na łąki za oknem.
- Harry Potter - oznajmił drugi z chłopców.
Ron wytrzeszczył oczy i omal nie zachłysnął się powietrzem.
- Naprawdę? TEN Harry Potter? - zdumiał się. - A masz... no wiesz? - wskazał palcem na swoje czoło.
Harry odgarnął grzywkę i ukazał bliznę w kształcie błyskawicy.
- O kurczę! - wykrzyknął Weasley. - Czyli to prawda!
- Co jest prawdą? - zapytała zdziwiona dziewczynka.
Ron natychmiast odwrócił się w jej stronę z dziwnym wyrazem twarzy.
- Nie wiesz, kim jest Harry? - jego głos stał się bardzo piskliwy. - Harry Potter? Przecież każdy czarodziej zna jego imię!
- Najwyraźniej nie każdy - burknęła niewyraźnie. - Czy szanowny pan Wielki Czarodziej Ronald raczy wyjaśnić prostej, niezbyt inteligentnej jedenastolatce, cóż takiego ów Harry Potter zrobił?
Rudy zapowietrzył się i ponownie odwrócił w stronę okna. April spojrzała z nadzieją na Harry'ego, lecz ten tylko wzruszył ramionami, także nie wiedząc, o co chodzi Ronowi.
Wtem drzwi od przedziału rozsunęły się i stanęła w nich uśmiechnięta kobieta z wózkiem pełnym smakołyków.
- Coś z wózka, skarbeczki? - zapytała.
Harry i Aprilynne zerwali się z miejsca i wyszli na korytarz, by kupić parę słodyczy, a Ron wymamrotał, że ma swoje kanapki. Po udanych zakupach, dzieci wróciły na swoje miejsca.
- Wy zamierzacie to wszystko zjeść? - Ron wytrzeszczył oczy, spoglądając na góry słodkości zakupionych przez znajomych.
- Padam z głodu - uśmiechnął się czarnowłosy. - Częstuj się.
Cała trójka zabrała się za jedzenie. Najwięcej radości sprawiły im fasolki wszystkich smaków. April skończyła pierwsza, ponieważ zrobiło jej się niedobrze po fasolce o smaku wody z kibla.
- Wiecie już, do jakiego domu chcecie trafić? - zapytał czarnowłosy po dłuższej chwili.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - przyznała dziewczynka. - Ale myślę, że...
- Ja pewnie trafię do Gryffindoru, jak reszta mojej rodziny - wciął się dumny jak paw Ron. - Ale nawet Ravenclaw i Hufflepuff są znośne. Chociaż Puchoni uchodzą za niezłe niezdary.
- A Slytherin? - dopytał Harry.
- Już lepiej trafić do Hufflepuffu - odparł z powagą Weasley. - Jak dostaniesz się do Slytherinu, to koniec z tobą.
Harry chciał coś powiedzieć, lecz przerwał mu pisk April. Dziewczynka wskoczyła na fotel i podkuliła nogi. W miejscu, gdzie przed chwilą znajdowały się jej stopy, siedział mały, brzydki szczur.
- Co to jest? - zawyła roztrzęsiona.
- To tylko Parszywek. Obrzydliwy, nie? - mruknął posępnie Ron. - Rodzice kupili Percy'emu sowę, a ja dostałem jego szczura. I gdzie tu sprawiedliwość?
- Jak dla mnie jest całkiem fajny - pocieszył go Harry.
- Fred i George pokazali mi zaklęcie, którym mogę zmienić jego kolor. Chcecie zobaczyć?
Nagle drzwi od przedziału się otworzyły, a oczom jedenastolatków ukazała się głowa dziewczynki z ogromnymi zębami i puszystymi włosami.
- Nie widzieliście ropuchy Neville'a? - zapytała głowa.
Trójka dzieci zgodnie zaprzeczyła.
- Widzę, że coś czarujecie - wymownie spojrzała na wyciągniętą różdżkę Rona. - No, pokaż, co potrafisz.
Ron, nieco zdumiony zachowaniem młodej czarownicy, ponownie skupił się na zwierzęciu, mamrocząc jakiś wierszyk.
  
Słoneczko, masełko, stokrotki żółciutkie
  Cyraneczko, żądełko, pieniążki złociutkie
  Zmieńcie szczura tego, głupiego, tłustego
  W szczura mądrego i całkiem żółtego!

- Czy to aby na pewno prawdziwe zaklęcie? - zaśmiała się dziewczynka.
Ron skrzywił się i spojrzał na Parszywka. Przemądrzała jedenastolatka wyszła z przedziału z wyniosłą miną, by dalej szukać ropuchy Neville'a.
- Najwyraźniej bracia znowu mnie oszukali - westchnął chłopiec i zaczął opowiadać o swoim licznym rodzeństwie.
Dłuższa część podróży upłynęła im na rozmowach, żartach i jedzeniu. Ron właśnie opowiadał o jego ulubionej drużynie quidditcha, gdy drzwi jeszcze raz się otworzyły.
- Nie widzieliśmy żadnej ropuchy, zrozum to wreszcie! - krzyknął rudzielec, spodziewając się gadatliwej uczennicy.
Do przedziału nie weszła jednak dziewczynka z burzą włosów, lecz trzech chłopców - blondyn o bladej cerze i dwóch wyrośniętych osiłków, wyglądających na jego obstawę.
- W całym pociągu mówią, że w tym przedziale jest Harry Potter - powiedział blondyn. - To prawda?
- Tak - odparł beznamiętnie Harry.
Dwaj pozostali chłopcy trzymali się nieco za blondynem, wyraźnie czekając na jego polecenia.
- Jestem Malfoy. Draco Malfoy - powiedział wyniośle młody czarodziej.
Ron parsknął cicho i spojrzał rozbawionym wzrokiem na jedenastolatka.
- Śmieszy cię to? Ty za to nie musisz się przedstawiać - Draco uśmiechnął się paskudnie. - Rudy, piegowaty, w używanych szatach - to na pewno Weasley!
Ronald poczerwieniał na twarzy i odwrócił wzrok. Tymczasem Malfoy zwrócił się do Harry'ego.
- Niedługo zauważysz, że niektóre rodziny są o niebo lepsze od innych. Nie warto tracić czasu na zadawanie się z tymi gorszymi.
Blondyn wyciągnął rękę do okularnika, lecz ten nie uścisnął jej.
- Pozwól, że sam ocenię, kto jest gorszy, a kto lepszy - odparł chłodno.
Draco lekko zaróżowiał i utkwił w April przeszywające spojrzenie.
- Lepiej uważaj, Potter - wycedził. - Zadawanie się z biedotą i szlamami nie wyjdzie ci na dobre.
Ron wstrzymał oddech i spojrzał wyczekująco na dziewczynkę. Czarownica nie bardzo wiedziała, o co chodzi, lecz zrozumiała, że Malfoy ją właśnie obraził.
- Na pewno lepsze to niż zadawanie się z tobą - powiedziała.
- Ktoś ci pozwolił się do mnie odzywać? - zasyczał szarooki. - Pożałujesz tego, szlamo!
Aprilynne parsknęła śmiechem i uśmiechnęła się szeroko.
- Och, boję się chuderlawego, jedenastoletniego blondaska i jego dwóch bezmózgich goryli o wyjątkowo mało inteligentnych wyrazach twarzy - powiedziała teatralnym głosem. - Uwierz mi, widywałam straszniejsze rzeczy.
Draco aż zatrząsł się ze złości i wymierzył w nią palcem.
- Goyle, przyłóż jej! - zawołał.
Chłopak po jego prawej stronie zbliżył się do dziewczynki i nagle zawył z bólu. Parszywek mocno wgryzł się w jego dłoń i nie zamierzał puścić. Goyle machał rękami i rzucał się po całym przedziale, aż w końcu szczur spadł na podłogę. Malfoy z bandą w pośpiechu opuścili pomieszczenie.
- Pożałujecie, wszyscy! - krzyknął na odchodne.
April roześmiała się głośno, a chłopcy zaraz poszli w jej ślady.
- Bardzo mi kogoś przypominasz - stwierdził Ron, przypatrując się koleżance. - Tylko nie wiem, kogo.
- Idę się przebrać - powiedziała, a widząc zdziwione miny chłopców, wskazała na okno. - Zaraz będziemy w Hogwarcie.
Po dłuższej chwili pociąg zatrzymał się na wąskim, ciemnym peronie. Znad tłumu uczniów wylewającego się z ekspresu wystawała włochata głowa Hagrida.
- Pirszoroczni, pirszoroczni tutaj! Patrz pod nogi! Pirszoroczni!
Wokół gajowego zebrała się spora grupka dzieciaków.
- Za mną! - krzyknął Hagrid i ruszył przed siebie wąską ścieżką.
Po kilkunastu metrach dróżka doprowadziła ich na skraj wielkiego, ciemnego jeziora. Po przeciwległej stronie rozciągało się wysokie, strome urwisko. Na samej górze znajdował się ogromny zamek z licznymi wieżami i basztami. Dzieci wstrzymały oddech i uważnie przypatrywały się budynkowi.
- Wsiadać do łodzi! Najwyżej po cztery osoby do jednej! - zawołał wskazując na brzeg zapełniony małymi łódkami.
Harry, Ron i Aprilynne wsiedli do łódki razem z jakimś chudym chłopakiem o mocno brązowych włosach.
- Wszyscy siedzą? No to ruszamy! - obwieścił gajowy i wszystkie łodzie ruszyły z miejsca.
April nie mogła oderwać wzroku od majestatycznego zamku. Dopiero teraz do niej dotarło, że za chwilę stanie się jednym z uczniów Hogwartu i trafi do któregoś z domów. Tylko do którego?
Z zamyślenia wyrwał ją przeszywający pisk. Rozejrzała się dookoła i od razu zauważyła źródło wrzasku. Malfoy wraz z chłopakiem o czarnych włosach i łobuzerskim wyrazie twarzy zawzięcie oblewali wodą gadatliwą czarownicę, która wcześniej zajmowała się poszukiwaniami ropuchy.
- Blaise, pożałujesz! - krzyknęła jedna z bliźniaczek znajdujących się na tej samej łódce, gdy czarnowłosy chłopak chlusnął jej lodowatą wodą prosto w twarz.
Do akcji musiał wkroczyć Hagrid i rozdzielić kłócące się dzieci. Malfoy spojrzał wymownie na April, jakby chciał powiedzieć "Ty jesteś następna". Dziewczynka uśmiechnęła się ironicznie i pokiwała lekceważąco głową.
Reszta podróży upłynęła w spokoju. W miarę jak zbliżali się do zamku, coraz więcej rozmów cichło i coraz więcej oczu wpatrywało się w rozjarzone okna, umieszczone w potężnych, grubych murach. Z każdą sekundą Aprilynne była coraz bardziej przerażona. A co, jeśli tiara przydzieli ją do Slytherinu? Z tego, co mówił Ron, jest tam okropnie. A co, jeśli w ogóle nie nadaje się do Hogwartu i nie trafi do żadnego z domów?
- Jesteśmy na miejscu! - huknął Hagrid. - Wysiadać z łódek i ruszać za mną!

♥♥♥

Zdycham. I to dosłownie. 
Wklepywałam ten rozdział przez ponad cztery dni ;_;
Już nawet nie miałam czasu, żeby jakoś go poprawić, więc jest, jaki jest.
Taki... suchy -,-  Jakby czterolatka to napisała. Obiecuję, że następne rozdziały będą lepsze!
A co z komputerem? Tamtararam... jeszcze niezdolny do użytku.
Prawdopodobnie ja go zepsułam ;d Zupełnie sypnął się system, coś się z dyskiem stało...
Suuper. Następny rozdział też będę musiała zacząć pisać na telefonie :c
Wybaczcie za to dno. 
Oby to... coś... nie zniechęciło was do czytania bloga T.T




sobota, 13 lipca 2013

Przeprosinyy :c

Jestem taka głupia!
Aż sama w to nie wierzę...
A więc wszystko po kolei:
Baardzo przepraszam, że nie komentowałam ani nie czytałam postów na waszych blogach! W najbliższych dniach postaram się nadrobić wszystkie zaległości.
Wybaczcie, że tak długo czekacie na ten rozdział, ale... nie będę zaczynać od  końca. Historia będzie długa, uprzedzam ;p

Od ostatniego rozdziału minęło już kupę czasu :d Wszystko się zaczęło, gdy zaczęłam pisać kolejny.
Rodzice w moje urodziny oznajmili, że jedziemy na ponad 3 tygodnie do Chorwacji. Wszystko super, poza jednym - koniec roku. Miałam jeszcze sporo poprawić, a tu nagle mam tydzień mniej. Tak więc musiałam ruszyć dupsko i wziąć się za naukę. Przez moje 2 ostatnie tygodnie w szkole latałam od nauczyciela do nauczyciela, by wstawili mi wcześniej oceny, żebym mogła jeszcze przed wyjazdem odebrać świadectwo.  Z geografii dzielnie walczyłam o czwórkę, ale i tak wychowawczyni musiała interweniować, bo z geograficzki jest straszna jędza, której nie da się do niczego przekonać. Pewnie dałabym sobie spokój, gdyby nie to, że za pasek dostajemy stypendia pieniężne (dwie stówy piechotą nie chodzi :D). O wychowanie fizyczne nawet się nie martwiłam, ponieważ najsłabsza nie jestem. Szczerze powiedziawszy, liczyłam nawet na celujący. A co się okazało? "Nie chodziłaś na SKS"... Zaraz, chwileczkę, stop. Ja nie chodziłam na SKS?? "Bo na aż TRZECH zajęciach masz nieusprawiedliwione nieobecności". Trochę mnie zatkało, nie powiem. Ale nie jestem osobą, która bije się o oceny, więc odpuściłam. A na sam koniec dobił mnie fizyk. Po prostu aż nie wiedziałam, co powiedzieć. Z fizyki zaproponował mi 3/4, więc jeśli chciałam mieć czwórkę, musiałam poprawić aż 2 sprawdziany i 2 kartkówki. Namęczyłam się i poprawiłam, jednak facet nadal nie chciał wystawić oceny. Nadszedł piątek (dodam, że wyjeżdżałam w sobotę), a on fuka na mnie, że "co go obchodzi, że robię sobie wcześniej wakacje, on ma czas do poniedziałku". No to się wkurzyłam i trochę mu nagadałam, że nie po to przez dwa tygodnie za nim biegałam, żeby teraz mi nie chciał oceny wystawić. Po chwili wymiany zdań zdradził mi, że tak naprawdę od początku miałam wystawioną czwórkę, tylko chciał, żebym się pod koniec roku bardziej postarała. Żeby mnie dobić dodał, że tak naprawdę miałabym tą czwórkę bez poprawiania. Po prostu ręce mi opadły... Zmarnowałam dwa tygodnie na bezcelowe poprawy. Wkurzyłam się strasznie, bo w tym czasie taką wenę miałam, że chyba napisałabym od razu kilka rozdziałów, a tu nie dokończyłam żadnego - z braku czasu. Tacy nauczyciele to skarb...

To była pierwsza część przeprosin, ale to jeszcze nie koniec.

Czwartego dnia w Chorwacji przypomniałam sobie istotną rzecz - zapomniałam napisać na blogu informacji, że wyjeżdżam na całe 3 tygodnie. Mimo wszystko uznałam, że chyba nikt nie zauważy. W końcu i tak mało osób tutaj wchodzi :d Ale po chwili przypomniałam sobie coś gorszego. Zamówiłam szablon. Zamówienie przyjęte. Co jeśli będzie zrealizowane podczas mojego pobytu za granicą? Myślałam, że się tam zatłukę. Przynajmniej miałam czysty zeszyt, w którym wieczorami napisałam łącznie 3 rozdziały. Ale któregoś dnia zostawiłam ów zeszyt w przedsionku. Przed pójściem na plażę namiot zamknęła moja mama. Nie zdążyliśmy nawet dojść do morza, gdy złapał nas deszcz (tak w ramach gwarantowanej pogody w Chorwacji). Ruszyliśmy więc biegiem na kemping, by pochować ręczniki. I co się okazało? Mama nie domknęła namiotu. Cały  przedsionek zalany - wszystkie torby z jedzeniem, kosmetykami, innymi śmieciami i mój zeszyt. Tak więc trzy rozdziały poszły się kąpać -,-

Nie dość, że za tydzień jadę na Mazury i znów mnie nie będzie, to jeszcze okazało się, że istotnie szablon został zrobiony. Modlę się tylko, bym mogła go jeszcze pobrać.

Nie ma mnie jeszcze u mnie w domu, jadę właśnie przez Śląsk. Gdy tylko wjechaliśmy do Polski, dorwałam się do telefonu i zaczęłam pisać tą piekielnie długą notkę (doceńcie to). Nie wiem, kiedy dodam rozdział, ale na pewno w tym tygodniu. Jak tylko będę mogła dojść do komputera, spróbuję naprostować tą całą sprawę z szablonem, bo jest fantastyczny! Jeszcze raz przepraszam i kończę, bo palce mnie już bolą :c Jeszcze będę musiała sprawdzić, czy telefon nie przekręcił żadnych słów x.x

Pozdrawiam prawie spod Katowic,
Bella

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział I - "Chcę, by moje życie się zmieniło"

   Słońce powoli wdzierało się do pokoju przez szpary między zasłonami. Jasny, cienki promień delikatnie przesuwał się po świeżej, czystej pościeli. W końcu natrafił na przeszkodę w postaci policzka. Zaspana dziewczynka niechętnie otworzyła oczy i rozejrzała się uważnie. Jej pokój wyglądał pozornie zwyczajnie, jednak coś się w nim nie zgadzało. Czarnowłosa przyjrzała się dokładnie rozmieszczeniu mebli, a jej wzrok spoczął na małym stoliku przy szafie. Na twarzy dziewczynki pojawił się szeroki uśmiech. Jednym susem wyskoczyła z łóżka i rozradowana podbiegła do sporej góry mniejszych i większych paczek. Z niesłychaną radością rozrywała papier do pakowania i z coraz większym zadowoleniem wyciągała z pudełek rozmaite prezenty: książki, ubrania, kolczyki i srebrny zegarek.
    Po obejrzeniu wszystkich podarunków, zeszła po schodach do jadalni. Przy stole siedziała już reszta rodziny - mama, tata i starszy brat Chris.
- Wszystkiego najlepszego z okazji jedenastych urodzin - powiedziała z uśmiechem mama, podsuwając April koszyk z bułkami.
- Oby spełniły się wszystkie twoje marzenia - rzekł tata i przytulił mocno córkę.
Czarnowłosa zamyśliła się na chwilę. Czy ma jakieś marzenia? Nigdy niczego specjalnie nie pragnęła. Umiała cieszyć się nawet z najmniejszych rzeczy. Wystarczało jej, że ma kochającą rodzinę i dach nad głową. Czasami tylko cichutko marzyła, by mieć znajomych, jak jej starszy brat. W szkole uchodziła za dziwadło, ale nie smuciła się zbytnio z tego powodu. Widocznie taki już jej los.
- Żebyś się tylko nie udławiła swoim tortem - powiedział z przesłodzoną miną Chris, grzebiąc w misce z płatkami.
Nie zwracając uwagi na dziwaczne zachowanie brata, jedenastolatka podeszła do olbrzymiego ciasta stojącego na blacie w kuchni. Tata przypomniał jej, by pomyślała życzenie zanim zdmuchnie świeczki. April nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Ma już jedenaście lat, idzie do nowej szkoły, może zacząć wszystko od początku. Spojrzała na kalendarz. Dzień 31 lipca otoczony był wielkim, czerwonym kółkiem. Pod datą widniał wielki napis "11 URODZINY APRIL". Obok ktoś dopisał mniejszymi literami "A kogo to obchodzi?".
- Chcę, by moje życie się zmieniło - pomyślała szybko i zdmuchnęła świeczki. - Na lepsze.
Rodzice zaczęli bić brawo i śpiewać "sto lat".
- Nie zauważylibyście talentu nawet gdyby na was usiadł - mruknął Chris, mieszając mocno już rozmięknięte płatki.
   Nagle piosenkę przerwał donośny hałas dochodzący z salonu. Głos spadającego wazonu i trzepoczących skrzydeł wypełniał całe mieszkanie. Przez otwarte okno do pomieszczenia wleciała brązowo-złota sowa. Dziewczynka cofnęła się parę kroków i z krzykiem wpadła na brata, maczając włosy w mleku. Chłopak poderwał się jak oparzony i zaczął krzyczeć coś o wszawicy. Sowa frunąca obok półki z porcelaną przypadkowo strąciła jeden z talerzy. Tata rzucił się, by ratować zastawę, lecz zbytnio się rozpędził i uderzył głową w ścianę. Po chwili podniósł się, trzymając naczynie i masując sobie intensywnie mózgownicę. Utkwił wściekłe spojrzenie w zwierzęciu, które spoglądało na mężczyznę z miną niewiniątka. Sowa wylądowała tuż przy April i dumnie wysunęła prawą nóżkę z przymocowanym listem. Dziewczynka drżącymi rękami odwiązała wstążkę i rozwinęła kartkę. Wpatrywała się zdziwiona w rodziców, którzy wymieniali porozumiewawcze, smutne spojrzenia. Zaciekawiona zaczęła czytać list na głos.

HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: Albus Dumbledore
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag,
Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)

Szanowna Panno Williams, 
Mamy przyjemność poinformowania Pani, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
Zastępca Dyrektora


April wpatrywała się oszołomiona w kartkę papieru. Jaka Szkoła Magii i Czarodziejstwa? Przeczytała list jeszcze raz, lecz jego treść wciąż pozostała taka sama.
- To chyba jakaś pomyłka - zapewniła dziewczynka.
- Nie, kochanie, to do ciebie - powiedziała mama siadając na krześle. - Zacznijmy od tego, że istnieje magia. Na całym świecie jest mnóstwo czarodziejów i czarownic.
- Najczęściej dzieci odziedziczają magiczne zdolności po swoich rodzicach. Czasem jednak zdarza się, że w zwykłej, niemagicznej rodzinie rodzi się dziecko obdarzone mocą - wyjaśnił tata.
April miała ochotę parsknąć śmiechem. Magia? Może to jakiś psikus urodzinowy, czy coś w tym stylu? Jednak widząc poważne, smutne miny rodziny, zrozumiała, że to nie są żarty.
- I tak stało się w moim przypadku? - podchwyciła od razu.
Rodzice zawahali się na chwilę, a mama spuściła wzrok.
- Tak - odparł pan Williams z wymuszonym uśmiechem, usiłując być tak przekonującym, jak tylko się da.
April spojrzała z niedowierzaniem na ojca. Czy on uważa ją za głupią? Postanowiła jednak nie drążyć tematu i udawać niezbyt błyskotliwą.
- Każdy czarodziej lub czarownica w wieku jedenastu lat trafia do Szkoły Magii i Czarodziejstwa - kontynuował mężczyzna.
- Pewnie zauważyłaś różne dziwne zdarzenia, które dzieją się zawsze w twojej obecności? - zagadnęła mama.
- Tak, ale... - zaczęła dziewczynka, lecz przerwał jej głośny trzask drzwi od pokoju Chrisa.
- Jutro pojedziesz na zakupy - oznajmiła kobieta, udając, że nic się nie stało.
Tata wcisnął jedenastolatce sakiewkę z monetami. Czarnowłosa spojrzała ze zdziwieniem na pieniądze.
- Pieniądze czarodziejów - wyjaśnił krótko mężczyzna. - Na więcej nas nie stać, musi ci tyle wystarczyć.
April sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony rozpierała ją bezgraniczna i niczym niezmącona radość na samą myśl o magii, lecz z drugiej - musiałaby zostawić wszystko, by pojechać do Hogwartu. Dręczyła ją jednak jeszcze jedna kwestia.
- Jesteście czarodziejami?
- Nie - odparł spokojnie tata.
- Więc skąd wy to wszystko wiecie? - zapytała.
Mama odwróciła głowę w drugą stronę, by córka nie zobaczyła łez w jej oczach. Mąż objął kobietę ramieniem i delikatnie poklepał po plecach.  
- Kiedy indziej, kochanie - powiedział cicho. 

♥♥♥

Wiem, że tragedia ;_; Przepraszam was :c
Niestety, mam teraz tak dużo nauki, że nie wyrabiam ze wszystkim... Testy całoroczne - najgorsze zło świata :c
 Na dodatek wypadają mi włosy :c Jest tu jakiś Dr. House z dobrymi radami? xD
Piszcie, jak są jakieś błędy (pewnie głównie interpunkcja i powtórzenia ;_;)
Mam do was pytanie - usunąć muzykę z bloga, czy zostawić?
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa - macie pomysł na prezent urodzinowy dla koleżanki? :P Bo idę w czwartek, a pomysłów brak :x
Dobra, ja tu piszę i piszę, a obiad sam się nie zje :o
Będę wdzięczna za wszystkie rady, wskazówki, krytykę ^^

środa, 15 maja 2013

Prolog

   W ciemnym zaułku na obrzeżach Londynu rozległ się donośny trzask. Kobieta ubrana w dość niecodzienny strój szybko przemknęła obok kontenerów na śmieci. Starała się poruszać jak najciszej, by nikt nie zwrócił na nią uwagi. W rękach trzymała nieduży przedmiot owinięty w ręcznik. Nagle stanęła i rozejrzała się dookoła, jakby wydawało jej się, że ktoś ją śledzi. Z tylnej kieszeni szaty wyciągnęła cienki, podłużny przedmiot. Ostatni raz spojrzała za siebie i ponownie ruszyła w drogę.
   Po chwili znajdowała się już w niewielkim lasku, tuż obok małego domku. Przykucnęła na ziemi i położyła zawiniątko pod drzewem. Spod miękkiego, błękitnego materiału wychyliły się dwie maleńkie rączki i spróbowały chwycić kobietę za palce. Czarownica błyskawicznie cofnęła rękę, jakby bała się ich dotyku. Czarne, błyszczące oczy, otulone wachlarzem długich rzęs, wpatrywały się w matkę ze zdziwieniem. Kobieta odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na niemowlaka. Wtem usłyszała szelest dochodzący z krzaków. Ostrożnie podeszła do rośliny, celując w nią różdżką. Szybkim, zdecydowanym ruchem odgarnęła liście i spojrzała na królika zajadającego jakiś korzonek. Mruknęła coś pod nosem i skierowała się wgłąb lasu, oddalając się od domku. Dziecko zaczęło głośno gaworzyć, jakby chciało zawołać matkę. Czarownica rzuciła w stronę malucha przeszywające spojrzenie. Mocnymi krokami zbliżyła się do niemowlaka i pochyliła się nad nim.
- Chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy? - zapytała cicho, wpatrując się uparcie w oczy dziecka.
Maluch wybełkotał coś radośnie, jakby chciał potwierdzić jej słowa. Ponownie spróbował złapać matkę za rękę, lecz znów musiał się obejść smakiem. Kobieta poderwała się jak oparzona i odsunęła się na kilka metrów. Spojrzała w niebo i skrzywiła się. Za kilka godzin zacznie świtać, a ona musi załatwić jeszcze parę spraw. Zerknęła ostatni raz na dziecko, które spoglądało na nią szeroko otwartymi oczami.
- Ja nie znam litości - rzekła oschle i deportowała się z charakterystycznym hukiem.
Niemowlak jeszcze przez chwilę próbował dostrzec matkę, lecz w końcu pogodził się z tym, że po prostu zniknęła. Zamknął oczy i pogrążył się w głębokim śnie.


♥♥♥

Prolog, jak prolog. Krótki, mało treściwy i zazwyczaj nudny :3
Mam tylko nadzieję, że was nie zniechęcę do czytania moich wypocin :d
W sumie to tyle :D 
Będę wdzięczna za każde wskazówki, porady, czy choćby krytykę.
Ale bez hejtu ;_;
 


wtorek, 14 maja 2013

Powitanie

Witajcie!

Od dawna zabierałam się za założenie tego bloga.
Dziwnym trafem, nigdy nie miałam czasu...
Będę na nim pisać opowiadanie fan fiction, potterowskie :>
O czym będzie? Przekonacie się z czasem =]
Z góry dziękuję za wszystkie rady, wskazówki, a nawet za krytykę.
Jest to mój pierwszy blog, więc zapewne będę robić masę błędów, nie obrażę się za wytknięcie ich. Wręcz przeciwnie, będę wdzięczna :D
Nad szablonem pracuję, ten jest tylko tymczasowy :>
Zapraszam do czytania, niebawem dodam prolog!


Pozdrawiam
Bella ♥